Dziś
zauważyłam w kościele pewne małżeństwo. Młoda kobieta w zaawansowanej ciąży
prowadziła za rękę córeczkę. Dookoła niej kręciły się jeszcze dwie starsze
dziewczynki. Wyglądało to naprawdę uroczo i wyrażało piękno, jakim jest
rodzina. Tylko jedna rzecz mi nie pasowała. Obok nich stał mężczyzna.
Dwukrotnie odezwał się do jednej z córek, po czym mogłam stwierdzić, że jest
ojcem. Niestety nic więcej o tym nie świadczyło. Całą mszę matka (ze sporym już
brzuchem) musiała zajmować się dziećmi, (które jak to dzieci mają problemy z
usiedzeniem w jednym miejscu) a ojciec się nimi nie interesował. Nawet, gdy
jedna z dziewczynek zaczęła płakać nie spojrzał w jej stronę. Od razu
pomyślałam o moim znajomym, który jest ojcem dwójki uroczych dzieci i w trakcie
mszy, jeśli zajdzie taka potrzeba, on zajmuje się młodszym synem a jego żona
córką. Ogromna różnica. Oczywiście, nie chcę nikogo oceniać, nie znam też
wszystkich okoliczności, ale ta sytuacja dała mi trochę do myślenia. Jestem
przekonana, że jest wiele takich rodzin, w których całym domem i dziećmi
zajmuje się tylko matka a ojciec ogranicza się do zarabiania na ten dom i
rodzinę.
Dlatego chcę skierować parę słów do mężczyzn. Panowie! Bycie mężem to
nie tylko mieć żonę a bycie ojcem to więcej niż tylko mieć dziecko. Z tego
dziecka wyrośnie kiedyś dorosły człowiek i to od rodziców zależy jaki on
będzie. Wychowanie dziecka to ciężka praca dla obojga rodziców. Kobieta nie
może zostać z tym sama, bo w małżeństwie ludzie łączą się żeby się wspierać.
Matka, choćby miała nie wiadomo ile siły i samozaparcia nie da sobie rady,
jeśli nie będzie miała u swego boku oparcia i siły swojego męża. Rodzicielstwo
ma być wspólne, bo inaczej nic z niego nie wyjdzie. Rodzina z gromadką dzieci i
obojgiem rodziców dbających o nie i bawiących się razem z nimi, to piękny obraz,
do którego powinniśmy dążyć. Nie ma nic piękniejszego niż, pobożna, tradycyjna
rodzina.