niedziela, 21 kwietnia 2013

13 kwietnia 2013

I tak oto nadszedł dzień podzielenia się wrażeniami z naszego wyjątkowego dnia :)

Część 1 - Przygotowania i błogosławieństwo

Od czego by tu zacząć... Tyle się działo, a ja się wcale nie denerwowałam :) Traktowałam ten dzień jak coś co wreszcie się dzieje, bo już dawno powinno mieć miejsce. Była to dla mnie naturalna kolej rzeczy. Wstałam sobie rano, przed 9 i zjadłam jedną kromkę pieczywa Wasa, bo jakoś miałam zaciśnięty żołądek ;) Pojechałam z mamą do fryzjerki. Czytałam sobie gazetkę i spokojnie czekałam. Fryzjerka się spóźniła jakieś 10 minut, trochę mnie to ruszyło, ale nie żeby się jakoś specjalnie denerwować. Wiedziałam, że mnie nie zawiedzie i miałam w zapasie trochę czasu. Uczesała mnie przepięknie. Okazało się jeszcze dodatkowo, że razem z moją mamą szpiegowały za moimi plecami i na koniec fryzjerka wpięła mi takie sprężynki z perłowymi kuleczkami, które idealnie mi pasowały do kolczyków i potem ładnie wyglądałam dzięki nim po oczepinach, bez welonu. Welon wpinała mi fryzjerka. Uznałam, że tak będzie najbezpieczniej ;) Później mi się ludzie przyglądali jak mnie widzieli przez okno samochodu :D Jadąc do domu przyglądałam się na pogodę i cieszyłam z pięknego słońca.
Po powrocie do domu wpadłam tylko zrobić małą toaletę bo zaraz przyjechała makijażystka. Również spisała się niesamowicie, a kępkami doczepionymi do rzęs zachwycałam wszystkich! W trakcie malowania przyjechała moja druhna. Wyglądała prześlicznie, ale i tak ciągle komplementowała mnie ;) Jak już byłam umalowana to się okazało, że makijażystka ma jeszcze trochę czasu i mamusia uznała, że ona też chce tak ładnie wyglądać jak ja i siadła na krzesło :D Gdy jej makijaż powstawał, przyjechał fotograf. Miał być tylko na błogosławieństwie, ale zapytał czy może zrobić zdjęcia też przy ubieraniu. Zgodziłam się. Druhna z moją siostrą pomagały mi założyć suknię, która wyszła prześlicznie tylko okazało się, że od wtorku, kiedy ją odebrałam jeszcze zdążyłam jakoś tak samoczynnie schudnąć i w efekcie sukienka troszkę się „wydłużyła” ;) W trakcie ubierania błyskały flesze i zadzwonił telefon. Pan młody powiadomił mnie, że będzie za 15 minut. Serce zabiło mi mocniej. Skończyłyśmy ubieranie i czekaliśmy na przyjazd mojego mężczyzny Nagle ktoś rzucił „Pan Młody przyjechał!” No i poczułam ślubny stresik. Stanęłam w pokoju, na środku. Mój kochany wszedł, spojrzał na mnie i nie powiedział ani słowa tylko się cieszył od ucha do ucha i kręcił z niedowierzaniem głową. Wiedziałam, co to oznacza. Że nie może pojąć, jak piękną ma Pannę Młodą ;) W końcu drużba przyniósł bukiety, przyjechał samochód z butonierkami, zrobiliśmy kilka zdjęć i czekaliśmy aż dojadą wszyscy chrzestni. No i się zaczęły pierwsze łzy, gdy rodzice nas błogosławili. Dostaliśmy przepiękny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, który towarzyszył nam cały dzień i jest z nami i teraz.

Część 2 - Ślub

Po błogosławieństwie pojechaliśmy do kościoła. Słonko świeciło cały czas. Na miejscu był już fotograf (który wyjechał jeszcze przed nami) i kamerzysta, część gości też już czekała. Poszliśmy do zakrystii i czekaliśmy na księdza. To był dla mnie stres, bo nie znoszę czekania, a księdza nie było jakieś 15 minut! Ale w końcu przyszedł i podpisał dokumenty dla urzędu. Wróciliśmy przed kościół. Goście się zbierali, witali się z nami, a druhna doczepiała mi tren. Ustawiliśmy się w końcu w przedsionku przyglądałam się na śliczne dekoracje, zagrała muzyka i wiedziałam, że to już. Chociaż czułam się dziwnie. Zawsze tylko oglądałam śluby, a nagle znalazłam się w tym innym miejscu, szłam przez kościół, widziałam znajomych i rodzinę jak patrzyli na nas. Błysk fleszy, kamerzysta. To było niesamowite. Jak niektórym z Was (a może wszystkim) wiadomo, msza odbyła się w rycie trydenckim. Według tego obrządku najpierw następuje sakrament małżeństwa, a dopiero potem, oddzielnie jest Msza. Tak więc już na początku po hymnie odśpiewanym przez scholę i gości, ksiądz poprosił nas pod ołtarz. Nadszedł ten moment. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wypowiadaliśmy przysięgę głośno i wyraźnie, cały czas patrząc sobie w oczy. W moich zakręciła się łezka wzruszenia gdy słyszałam słowa przysięgi wypowiadane przez mojego towarzysza życia :) Nałożyliśmy sobie obrączki i wróciliśmy do krzesełek. Ksiądz dokończył modlitwę i poszedł przygotowywać się do Mszy, a my usiedliśmy, spojrzeliśmy na siebie i szepnęliśmy tylko: „Mężu...” , „Żono...”.

Msza była piękna, chociaż nagle okazało się, że w pewnych momentach nie wiemy czy mamy usiąść, stać czy klęknąć. Ale to nic, i tak było wspaniale. Zerkałam co chwilę na Męża (!!!) i na obrączki na naszych palcach. Czułam, że jestem szczęśliwa!
Po Mszy, wychodzimy z kościoła, a tam... kałuże! Okazało się, że było oberwanie chmury! A ja nic nie słyszałam (i dobrze, bo bym się stresowała tylko). Wszystko przeszło na nasze wyjście z kościoła i życzenia, tylko tren ucierpiał i wymazał się błotem zanim go odczepiłyśmy z druhną. Życzenia trwały trochę długo, ale na widok koleżanek i kolegów ze studiów serce mi się cieszyło. Tyle osób pamiętało o nas.

Część 3 - Wesele

W końcu wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na sale. W trakcie trochę kropiło, ale na wyjście pod salę i powitanie znowu przestało :D Wypiliśmy szampana i stłukliśmy kieliszki ;) Mąż przeniósł mnie przez próg, odśpiewano nam sto lat i zasiedliśmy do obiadu. No i nagle panika. Za chwilę pierwszy taniec! Obiadu z nerwów nie ruszyłam, a podobno był pyszny. Oboje tak się stresowaliśmy, że prawie żeśmy pomdleli ;) W końcu wyszliśmy na parkiet... Taniec wyszedł nam lepiej niż na którejkolwiek z prób. Było idealnie. Goście podobno płakali, a dj powiedział, że jeszcze nie widział, żeby jakaś para przez cały pierwszy taniec patrzyła sobie w oczy. Po tańcu, wesele rozpoczęło się na dobre. Muzyka była dopasowana wspaniale, pod różnych gości, jedzenie było pyszne, ludzie zadowoleni. Co chwilę ktoś podchodził i nie dość, że chwalił mnie i mówił, że pięknie wyglądam ;) to nie raz usłyszeliśmy od gości zdanie: „Na wielu weselach byliśmy, ale to jest chyba najlepsze!” Nie macie pojęcia jaką radość nam sprawiały takie słowa, bo to przecież zadowoleni goście tworzą atmosferę wesela, a jak się dobrze bawią to jest super! Zabawy weselne i oczepiny fajnie się udały, a wszystko trwało gdzieś tak do 4.30. Potem tylko siedzieliśmy przy stole, wybawieni i zmęczeni, a rodzice zbierali do pojemników napoje, wódkę, ciasta, wędliny i sałatki, które zostały na stołach. My już nie mieliśmy siły pomagać. Ostanie godziny wesela spędziliśmy na żegnaniu gości, którzy byli bardzo zadowoleni. Potem poszliśmy do pokoju i padliśmy na łóżko. Dochodziła 6. Przespaliśmy ze 2 godziny i zaczęliśmy przeglądać prezenty :D Potem długo jeszcze wspominaliśmy zabawę i chwaliliśmy naszych świadków. Spisali się niesamowicie! Pamiętali o wszystkim, myśleli jeszcze przed nami o tym co trzeba było załatwić, przynieść, dogadać. Wesele naprawdę udało się wspaniale, a teraz jesteśmy szczęśliwym małżeństwem, chociaż nie do końca to do nas dociera ;)

sobota, 6 kwietnia 2013

Jeden tydzień, siedem dni...

Został tydzień. W następną sobotę będę już żoną :D Jak ten czas szybko minął. Powoli zaczynam się denerwować, ale przede wszystkim rozpiera mnie niesamowita radość, że ten dzień jest tak blisko, że resztę życia spędzę z moim ukochanym. Wczoraj parę moich rzeczy pojechało do domu w którym będziemy mieszkać po ślubie. Puste półki po książkach w moim pokoju są wyjątkowym widokiem, ale również mnie cieszą. Wydarzenia, które rok temu były tylko wyczekiwanymi w myślach chwilami, stają się rzeczywistością. To już ostatni panieński tydzień ;)

Również lista rzeczy do załatwienia się zmniejsza. Zostało nam:
- przećwiczyć pierwszy taniec w ślubnym obuwiu, i dopracować go na sali
- usadzić gości
- kupić kilka drobiazgów jak kolczyki, tuby z płatkami
- odbyć spowiedź przedślubną
- podpisać dokumenty

I tyle. Już za tydzień będziemy szczęśliwym małżeństwem :)

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Wesołych Świąt!

Trochę spóźnione, ale jak najbardziej szczere i z głębi serca:

Życzę wszystkim, aby Zmartwychwstanie Pańskie, które niesie odrodzenie duchowe, napełniło nas spokojem, dało siłę do przezwyciężania trudności i pozwoliło z ufnością patrzeć w przyszłość.