110 dni od ślubu. Jak ten czas leci. Nawet się nie czuje jego upływu, dopóki człowiek nie siądzie, żeby zastanowić się nad życiem. Jako dzieci prowadzimy beztroskie życie, bez zmartwień i obowiązków. Jako nastolatki... cóż, niewiele się zmienia ;) Dopóki jest szkoła, czy studia, mało kto zastanawia się nad przyszłością. "Jakoś to będzie, co ja tam będę planować". Coś w tym jednak jest... Czuję to teraz, po przeprowadzce. Tak, właśnie wyprowadziłam się z rodzinnego miasta. Dzieli mnie teraz od niego 500km. To ogromne błogosławieństwo, że mój mąż dostał pracę, że wynajęliśmy sobie własne mieszkanie, że zaczęliśmy to prawdziwe, dorosłe życie. Z drugiej jednak strony... tęskni się za rodziną, znajomymi, okolicami, które znało się od dziecka i tyle lat odkrywało.
Podczas gdy mąż jest w pracy, ja między przeszukiwaniem ofert dla siebie, zajmuję się typowo babskim zajęciem: sprzątam, gotuję, prasuję ;P Nie ukrywam, że wolę to od chodzenia co rano do biura i gapienia się w komputer przez 8 godzin. Dzięki temu mam też czas dla siebie. Mogę posiedzieć i pomarzyć, coś zaplanować, pomyśleć o życiu. Warto w bałaganie codzienności zastanowić się nad życiem, nad tym czego pragniemy i zebrać siły, aby do tego dążyć. Tak poważny i trudny krok jak np. nasza przeprowadzka, też może być naprawdę dobrym punktem w naszym życiu. Pozwala zacząć coś lub zmienić i rozpocząć na nowo. Życie mamy tylko jedno, a to dorosłe jest nieraz wymagające. Ale ważne, by iść przez nie z uśmiechem i cieszyć się nim, nawet tam gdzie jest ciężej niż zwykle :)