piątek, 14 sierpnia 2015

15 miesięcy!

Dziś nasz kochany chochlik skończył 15 miesięcy. Szaleńczo biegnący czas spowodował, że i na blogu mnie zabrakło na długie 4 miesiące. Michaś stał się tak wesołym i wszędobylskim maluszkiem, że nieraz komputer stał nieużywany przez tygodnie. W ciągu dnia brakowało czasu, a wieczorami siły, by cokolwiek naskrobać. Ale postaram się to zmienić. Za to za karę wysilę się i na 15 miesięcy wypiszę w 15 punktach co się u nas działo :)

1. Maj był już dawno, ale trzeba wspomnieć, że 14 maja Michałek obchodził pierwsze urodziny :) Ponieważ ten dzień wypadał na tygodniu, "imprezę" przełożyliśmy na sobotę - 16 maja. Był tort z obowiązkową sówką,
była świeczka, najbliższa rodzina i wspaniała atmosfera. Michałek był bardzo pogodny i uśmiechnięty, tylko trochę bał się ognia ze świeczki :)






2. Na koncie mamy już 4 piękne ząbki i właśnie w tym momencie idzie nam piąty... Tak, nocki są ciężkie ;)

3. Michałek wciąż jest cycuszkowym chochlikiem. Ssie pierś dwa, czasem trzy razy dziennie i wciąż budzi się w nocy, żeby się do cyca przytulić. Czasem są to trzy pobudki, a niedawno miał etap budzenia się po sześć, czasem siedem razy. I za każdym razem szarpał mnie za bluzkę i nie chciał inaczej usnąć.

4. Kiedy Michaś miał niespełna 13 miesięcy przemaszerował sam od stołu do komody. I nawet tego nie zauważył :) Kilka dni później jeszcze chwiejnie, ale już chodził wszędzie. To były niesamowite dni. Gdy przyglądałam się jak mój malutki synek uczy się takich trudnych rzeczy i pokonuje trudności, kręciła się w oku łezka :)

5. Co do nauki, to nasz chochlik umie i rozumie już bardzo dużo rzeczy. Tak dużo, że ciężko je zliczyć, ale spróbuję: udaje ryk lwa, pokazuje jak sroczka robi tu tu tu i frrr, bije brawo, kiwa główką na tak i na nie, pokazuje jaki jest duży, robi tany tany podnosząc rączki w górę albo kręcąc się w kółko, pokazuje paluszkami różne obrazki w książeczkach i przedmioty, wie gdzie są jakie pomieszczenia w mieszkaniu, wyrzuca śmieci do kosza (i rozumie, gdy go o to poproszę), poproszony o wytarcie podłogi gdy wypluje picie, przynosi ściereczkę i wyciera :) umie zrobić "amen" i próbuje wykonać znak krzyża, robi pa pa i wiele, wiele innych rzeczy których już teraz nie pamiętam...

6. Jeśli chodzi o spanie, to Michałek wstaje pomiędzy 6 a 7 rano, usypia około 10.30 na mniej więcej 2,5 - 3 godziny i usypia, na rękach..., o 20.30

7. Nie mogę narzekać na brak apetytu u mojego synka. Zje praktycznie wszystko co mu podam (chociaż w różnych ilościach) a także to czego mu nie podam, a sama mam na talerzu. I tak do posiłków doszły np. kiszone ogórki czy serek ziołowy na kanapkę, bo jak to mama ma, a ja nie spróbuję? ;)

8. Od pewnego feralnego dnia nie podaję za to Michałkowi groszku. Otóż, w pewnym kupnym obiadku synek zjadł zielony groszek i przykleiła mu się do żołądka skórka. Przez półtora dnia zmagaliśmy się z zatruciem: biegunką, wymiotami, brakiem jedzenia. Michaś ssał tylko pierś, a potem już nawet tego nie mógł przetrawić. Zwracał wszystko. Nawet trzy łyki wody. Każdy lek. Prawie cały czas spał. Bardzo było przykro na to patrzeć. Na szczęście dość szybko to minęło...

9. Jeszcze w temacie jedzenia to Michaś umie już bardzo ładnie trafić łyżeczką do buzi i coraz więcej posiłków je samodzielnie. Przynajmniej na początku ;)

10. Codziennie spacerujemy przynajmniej pół godziny bez wózka. Michałek biega po chodniku, zbiera wszystkie brudy i jest szczęśliwy. Często chodzimy też na plac zabaw gdzie jego królestwem jest piaskownica.

11. Michaś potrafi wybrać sobie czy kogoś polubi, czy nie. Są ludzie do których uśmiecha się tylko z daleka, a przy bliższym kontakcie chowa się za mnie i kręci główką na "nie". Ale są też tacy ludzie do których chętnie się uśmiecha, podaje rączkę na "cześć" i daje zabawki :)

12. Gdy jesteśmy na spacerze, synek musi mi pokazać każdego jednego psa i patrzeć na niego gdy szczeka. Za to w domu gania za kotem i ściąga go za ogon z parapetu :) Bardzo lubi zwierzaki i obok samochodów, bawi się pluszakami i figurkami zwierzątek, które chodzą po podłodze i robią "tapu tapu".

13. Nie, mój mały chochlik nie mówi. Dużo rozumie i pokazuje, ale mówi tylko "be" gdy coś jest brudne, lub trzeba to wyrzucić. Poza tym nie reaguje na żadne: "Michaś, powiedz..."

14. Kiedy w ciągu dnia, mama potrzebuje chwilki wytchnienia, czyli musi pozmywać, lub coś ugotować bez wiszącego u nóg małego potworka, włączamy z you tube'a piosenki, które Michałek ubóstwia. Uwielbia do nich tańczyć, słuchać gdy mu je śpiewam i opowiadam co się w nich dzieje. Same piosenki są po angielsku, ale i ja osobiście bardzo lubię ich prostotę i to, że są ciekawe i kolorowe i mimo, że nie są w języku ojczystym, puszczam je Michałkowi od czasu do czasu. Dla zainteresowanych link do ulubionego zbioru Michałka: https://www.youtube.com/watch?v=CG8F-6dZk8k

15. Na koniec to, co Michałek lubi najbardziej czyli... książki! Mamy już ich całkiem sporą kolekcję i ciągle pojawiają się nowe. Mama nie może się oprzeć gdy widzi w sklepie nowe, ciekawe książeczki ;) Uważam, że to najlepsza z możliwych rozrywek, wspomagająca rozwój mowy, wyobraźni, więzi między rodzicem a dzieckiem. Nasz synek od razu po tym jak się budzi idzie do pudełka z książeczkami i wybiera jakąś, po czym przynosi nam i pokazuje gdzie mamy z nim usiąść i poczytać. Po przeczytaniu tekstu pokazuje paluszkiem na obrazki, żeby opowiadać mu co na nich jest. Widać, że czytanie sprawia mu przyjemność i nie ma jednej ulubionej książeczki. Po prostu czytamy wszystkie w różnych konfiguracjach.

Uff... ale się tego narobiło przez 4 miesiące przerwy. Mam nadzieję, że miło Wam się czytało o tym co się u nas dzieje. Postaram się już teraz pisać regularniej, wtedy będzie mniej chaotycznie :)

środa, 15 kwietnia 2015

Zaległości

No właśnie, narobiło mi się zaległości na blogu. A to wszystko przez to, że wynajęliśmy inne mieszkanie. I jak to przy przeprowadzce mieliśmy masę roboty, zwłaszcza, że przy małym dziecku roboty jest dwa razy więcej ;) Mieszkanie mamy takie same jak poprzednie jeśli chodzi o metraż, natomiast zmieniło się to, że wcześniej mieszkaliśmy praktycznie w jednym pokoju, bo drzwi były tam tylko do sypialni i to przesuwne, a do tego kiepsko chodziły. Reszta mieszkania była otwarta więc gdy dziecko usypiało nic nie można było zrobić, bo się budziło. Teraz mamy dwa oddzielne pokoje i dużo więcej mebli. Wszystko jest super. Michałek na początku raz się wystraszył, ale szybko mu to przeszło i z zainteresowaniem buszował po nowych kątach. Chociaż pierwsze dni tutaj były ciężkie. Mąż znów wrócił do pracy w godzinach biznesowych 8-16 więc Michałek przyzwyczajony do jego obecności w domu, gdy zostawał ze mną sam był marudny i ciągle chciał się nosić na rękach. A może po prostu miał tylko takie humory? Nie wiemy. Teraz jest raz lepiej, raz gorzej, ale ogólnie ok. Śpi już tylko raz w ciągu dnia więc moje poranne kawki odeszły w niepamięć. Przy takim smyku nie da się nic spokojnie zjeść ani wypić. Do wszystkiego pcha paluszki :) No i jest kochany, coraz lepiej chodzi gdy się go trzyma pod paszkami, potrafi chwilę ustać bez trzymania, rozumie coraz więcej. A od dwóch dni wyciąga mi ze stanika wkładki laktacyjne :D No, w końcu wczoraj skończył 11 miesięcy, a dwa dni temu nam stuknęły dwa lata od ślubu :)

Z nowości, które się u nas działy to jest jeszcze wózek. Tak, zdecydowaliśmy kupić Michasiowi spacerówkę. Początkowo miał to być wózek, który zastąpiłby nasz wielofunkcyjny. Stąd myślałam o takich wózkach  jak Milly Mally Vip, Baby Design Walker, Coto Baby Blues czy Caretero Monaco. Chciałam, żeby synek miał tackę, żeby wózek był wygodny, łatwo się prowadził i składał do małych rozmiarów, ale przede wszystkim aby miał jedną rączkę! Bardzo często zdarza mi się prowadzić wózek jedną ręką i wiem, że przy dwóch uchwytach nie da się wygodnie prowadzić takiej parasolki jedną ręką. A co będzie jak młody będzie dreptał obok za rączkę? Ważnym elementem przy wyborze wózka była dla mnie też jego waga oraz wysokość siedziska. Większość spacerówek ma bardzo niskie oparcie i już teraz Michałek nie miał w nich gdzie oprzeć głowy. No a jeśli chodzi o wagę, to okazało się, że wybrane przeze mnie wózki mają bajery, typu tacka, ale są ciężkie (ok. 10 kg; poza Caretero, który waży 8 kg, ale nie mogłam go nigdzie obejrzeć) Ostatecznie decyzję podjęłam zupełnie inną niż na początku się spodziewałam. Zrezygnowałam z wózków z tacką dla dziecka, wszystkimi bajerami a zostawiłam w kryteriach tylko jedną rączkę, wagę i wysokość oparcia i tak właśnie nagle wybrałam wózek którego początkowo w ogóle nie oglądałam: Baby Design Mini (w kolorze zielonym)

Nie jest to Audi wśród wózków, ale kosztował niedużo, waży 7,2kg, ma tackę przy pojedynczej (!) rączce i Michaś się mieści na długość :) No i ogromnym plusem tej spacerówki jest buda. W porównaniu z innymi wózkami tego typu ten z budą wygrywa na starcie! Żadna pogoda nam nie straszna!

A czemu akurat taki mały wózek, z małymi kołami, z wąskim siedziskiem gdzie nie wsadzę zimowego śpiworka? Bo okazało się, że pokochałam nasz wózek wielofunkcyjny Camarelo (wkrótce również jego recenzja) Zdecydowałam w końcu, że nasza spacerówka Baby Design jest wózkiem na wyjazdy, bo zajmuje mało miejsca w bagażniku oraz po prostu na lato no i na przyszłość gdy wózek będzie potrzebny tylko wtedy gdy dziecku zmęczą się nóżki ;) A Camarelo posłuży nam jeszcze na trudniejszym terenie no i w zimie, żeby Michałkowi było cieplej i wygodniej, a mi łatwiej prowadzić wózek po śniegu.

O, i tak to u nas wygląda :)

czwartek, 12 marca 2015

Gorączka, wysypka... trzydniówka

Za nami właśnie nasze pierwsze przeziębienie. Zaczęło się od kaszlu. Innego niż zwykle, gdy synek zakrztusi się ślinką. Dzień później doszedł katar. Nic więcej się nie działo, ale to wystarczyło, aby dwie noce były pełne płaczu, noszenia na rękach i spania tylko kilku godzin. Na szczęście w przychodni przepisano nam krople do noska i syrop od kaszlu, które bardzo szybko zadziałały. Przez kilka dni lało się z noska, Michaś nie pozwalał nosa nawet dotknąć. Lekko nie było. Po tygodniu katarku prawie nie zostało, kaszel ucichł. I nagle, w nocy... 37,8 gorączki. O co chodzi? Przecież przeziębienie już pokonane, leki odstawione, a tu jakiś nawrót choroby i to ze zdwojoną siłą. Znowu do przychodni. Gardełko czyste, płucka bez zarzutu. No to widocznie jakiś wirus. Wróciliśmy do domu z syropkiem na odporność. A tu gorączka rośnie. Dziecko marudne, osłabione, co godzinę usypia na 30 minut i mimo leków gorączka nie chce spadać i z 39 stopni obniża się tylko do 37,5. Ciężko się patrzyło na takiego biednego, chorego człowieczka. Noc na szczęście była spokojna, następny dzień już trochę lepszy, bo gorączka niższa, aż w niedzielę znikła zupełnie. Pierwszy raz tak bardzo się cieszyłam, że moje dziecko psoci i włazi wszędzie, gdzie mu nie wolno. Odetchnęłam z ulgą. Do poniedziałku. Rano przebieram synka z piżamki i co widzę? Kropki na całym ciałku:
Najpierw oczywiście panika. Wysypka! Ale to nie ospa. Ale co? Trzydniówka? Ale przecież gorączka była tylko przez dzień taka wysoka, a przecież to miało być przez trzy dni. I znowu wizyta w przychodni, siedzenie w poczekalni. Ostatecznie okazało się jednak, że to właśnie była trzydniówka. Dowiedziałam się, ze gorączka może trwać i jeden i trzy dni. Czasem cztery. A rozpoznajemy to przez brak innych objawów choroby i wysypkę, która wyskakuje po spadku temperatury mniej więcej po trzech dniach. I tak właśnie za nami pierwsze nabieranie odporności. Teraz już Michałek jest zupełnie zdrowy i psoci dwa razy bardziej :)

niedziela, 1 marca 2015

Kiedy chochlik zamienia się w potworka!

http://potworkowo.pl/wp-content/uploads/2013/06/pnieb.png 
Przychodzi taki czas w życiu rodzica, kiedy jego spokojny, uroczy bobas zaczyna się przeobrażać we wszędobylskiego stwora z lepkimi łapkami i spojrzeniem mówiącym: "Wiem, że mi tego nie wolno, ale i tak to zrobię." Do tego dochodzi jeszcze ten chochliczy uśmiech oraz nadprzyrodzone zdolności i już wiemy, że trzeba ruszać do akcji by ocalić co się da. I to natychmiast! Bo wszystkie sprzęty zaczynają nagle żyć własnym życiem.

Tak właśnie jest u nas odkąd Michałek zaczął stawać i potem wędrować przy meblach. Nagle z dnia na dzień udało mi się uzyskać na stole idealny porządek. Po prostu znika z niego wszystko ;) Laptopa nie można postawić, bo myszka zaczyna sama klikać i zaznaczać pliki, a spacja podskakuje, co jakiś czas pauzując i włączając na zmianę oglądany filmik. Herbata, kawa i inne napoje również nie mają tam miejsca, jeśli nie są pod opieką osób pełnoletnich, bo nieupilnowane nagle zaczynają jeździć po stole. Podobnie jak talerze, które dodatkowo potrafią się przekręcić i wyrzucić na stół swoją zawartość. Natomiast wszelkie sztućce zostają obdarzone umiejętnością lewitacji. Ponadto nie wiedzieć czemu stół co jakiś czas pokrywa się warstwą lepkich pozostałości po kukurydzianych chrupkach i masą okruszków z biszkoptów.

Pod stołem wcale nie jest lepiej. Wszystkie ulotki ze sklepów i inne gazetki można tam czytać w częściach. Połowa artykułu jest pod stołem, a druga połowa gdzieś pod krzesełkiem do karmienia lub w przedpokoju. Czasem w ramach bonusu jeszcze dodatkowo wymięta lub mokra. Gdzieś pod gazetami ukrywają się też np. nakrętki od słoiczków czy puste plastikowe butelki, które na co dzień mieszkają w kufrze z zabawkami, bo są po prostu lepsze od wszystkich uśpionych tam misiów i grzechotek. Zwykle takie "zabawki" budzą się każdego dnia na kilka minut, wychodzą stadami, a potem lądują gdziekolwiek na podłodze tworząc rodzicom rozrywkę pod tytułem "skąd to się tu wzięło?"

Ale to nie koniec przygód jakie czekają nasze mieszkanie gdy grasuje po nim mały dwu- lub czterokopytny (w zależności od upodobań) stworek. Często, po wejściu do sypialni, można znaleźć na podłodze zawartość szafki, którą uprzątnęło się kilka sekund temu. No cóż, może nasze rzeczy prowadzą po prostu koczowniczy tryb życia? Tylko czemu niektóre z nich lądują aż w kuchni? Wśród rozsypanych tam nie wiadomo kiedy przypraw, poprzewracanych butelek oraz porozrzucanych misek i pokrywek? I czemu piją wodę z kociej miski wylewając ją najpierw na podłogę? Bo to przecież na pewno ich wina, że wszędzie jest taki chaos. No bo przecież to małe niewinne dziecko, które sobie spokojnie siedzi na podłodze w tym całym bałaganie i ogląda z ogromnym zainteresowaniem ściereczkę do naczyń, nakładając ją sobie co jakiś czas na głowę, nie mogło mieć z tym nic wspólnego, prawda? ;)

piątek, 6 lutego 2015

Chochlik codzienny #4 czyli duuużo się dzieje ;)

Długo mnie na blogu nie było. Chochlik chochlikuje coraz bardziej, przez co nie mam w ciągu dnia czasu na siedzenie przed komputerem. A kiedy Michaś pójdzie już spać to ja zwyczajnie nie mam na nic siły i marzę tylko o wskoczeniu do łóżka ;) Ale ostatnio zaczynam odżywać, bo nagły wystrzał rozwojowy powoli się uspokaja. Michałek nauczył się nowych rzeczy. Już od dawna próbował raczkować i w końcu, akurat w Dzień Babci, wyruszył do kuchni na kolankach po raz pierwszy, i tak już zostało. Mało tego. Dosłownie po kilku dniach od rezygnacji z pełzania, pierwszy raz stanął na nóżki przy worku treningowym męża. Potem powtórzył to przy fotelu i w końcu stanął w łóżeczku. Od tej pory wdrapuje się na mnie kiedy tylko może i odpycha się na długość rączek, żeby sobie postać. A jak się przy tym cieszy :) Poza tym nauczył się machać rączką robiąc "pa pa" chociaż chyba nie do końca jeszcze kojarzy co to "pa pa" oznacza, bo macha rączką i "mówi" pa kilka razy w ciągu dnia ;) Oprócz tego bije brawo. Tak trochę po swojemu, nie zawsze mu wychodzi, ale potrafi. Gdy włączę mu jakąś melodię podryguje do niej, kręci główką, a potem bije brawo. Taki tancerz co sam sobie owacje funduje ;) Co jeszcze mój synio potrafi? Reaguje na słowo "kotek" i "miau" rozglądając się za naszym kotem. Gdy tylko go zobaczy zaraz bardzo się cieszy i dostaje turbodoładowania, żeby to biedne stworzenie dorwać i wyrwać mu sierść z ogona :D Na szczęście kot jest spokojny i cierpliwie to znosi, po prostu wycofując się pod łóżko. Zawsze jej pilnuję gdy Michałek się do niej zbliża, ale jeszcze nigdy nic złego nie zrobiła. Natomiast hitem mojego dziecka jest wierszyk o piesku z jednej z jego ulubionych książeczek. Kończy się on słowami "Pogłaszczesz psa?" i zawsze na koniec brałam rączkę Michałka i pokazywałam jak się głaszcze pieska na obrazku. Teraz mój mały człowiek robi to sam. Czeka do końca wierszyka i wyciąga rączkę, żeby tego rysunkowego psiaka pomiziać. Niesamowicie to wygląda :)

Co jeszcze ciekawego u nas... Zaczęłam nałogowo brać udział w konkursach :) I udało mi się wygrać dwa z nich! Pierwszą moją wygraną była zabawka firmy Hape. Jest przeznaczona dla dzieci od roku, więc Michaś jeszcze poczeka na zabawę, ale już nie długo. Jest to drewniany ślimak do ciągnięcia na sznureczku, którego skorupa to sorter :) Wygląda to tak:
A tu link do filmiku o tej zabawce: http://www.zielonezabawki.pl/productcart/sorter-slimak-zabawka-drewniana-do-ciagniecia-e0349-hape-zabawki-na-sznurku

Natomiast moja druga wygrana to przede wszystkim nauczka, że jeśli bierzemy udział w konkursie na jakimś blogu, to o wynikach musimy dowiadywać się sami. O mały włos a przegapiłabym nagrodę, na której bardzo mi zależało. A nagrodą tą był kubek 360° Lovi z kolekcji Retro Baby:


Bo ja jestem straszną gadżeciarą i jak już kupiłam synkowi smoczki z tej kolekcji to uznałam, że kubek też muszę taki właśnie mieć ;) No i udało się. Po udziale w trzech konkursac,h gdzie można go było zdobyć, w końcu wygrałam. Teraz Chochlik uczy się z niego pić, bo jest całkowicie bezbutelkowy i napoić go czymkolwiek to nie lada wyzwanie ;) A jak działa taki kubeczek można poczytać tu: http://lovi.pl/pl/produkty/12/Kubek+360%C2%B0+

Ale to nie koniec nowości (mówiłam, że duuużo się dzieje ;) ) Dziś kupiliśmy naszemu maluszkowi fotelik samochodowy z przedziału 9-25kg. Nareszcie! W tym pierwszym Michaś nie chciał już jeździć, wiercił się, marudził, no bo jak to tak, w domu sobie siedzę, a w samochodzie mam leżeć? ;) Nasz wybór padł na nowość, produkcję Polską (a nie kolejną chińszczyznę!) naszą rodzimą markę Avionaut. Nasz model to Avionaut Glider Royal:
Po pierwszej jeździe wrzucę na bloga jakąś recenzję. Mam jednak nadzieję, że nigdy nie będzie mi dane sprawdzać jego możliwości ;)

No i na koniec nowość... Chochlikowo jest na facebook'u! No dobra, stronę na fb założyłam jakiś czas temu, ale nic z nią nie robiłam. Dziś w końcu ruszyła więc zapraszam do polubienia :) -> klik

No i to już wszystko na dziś. Trochę się uzbierało przez ten miesiąc :)


czwartek, 1 stycznia 2015

Podsumowanie roku 2014 :)

Jak wszystkie blogi, i ja lecę oklepanym standardem, czyli podsumowaniem roku ;)
Wiadomo oczywiście kto króluje w moim podsumowaniu. Nikt inny tylko mój mały Chochlik Michałek. No ale od początku. Od stycznia do maja czas mi się ciągnął :) Przygotowywałam się do porodu i powitania na świecie mojego dzieciątka. Gdzieś w pobliżu lutego szalałam na zakupach ciuszkowych, a w kwietniu ogarnął mnie już całkowity szał kupowania, sprzątania, układania i ogólnie szykowania mieszkania na pojawienie się synka. Ostatnie tygodnie ciąży ciągnęły się potwornie. Brzuszek ze skaczącym w środku maluchem już coraz bardziej dokuczał, nie było się czym zająć, torba szpitalna leżała na podłodze i mnie denerwowała. Zwłaszcza gdy 10-go maja minął termin porodu. Na szczęście Michaś nie kazał na siebie długo czekać i w końcu 14-go maja 2014 o godzinie 23:05 na świecie pojawił się mój malutki synek. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. No a potem się zaczęło... Zanim się obejrzałam moje maleństwo urosło i z noworodka zmieniło się w niemowlaka. Najpierw jeszcze takiego nierozumnego, a w końcu bardzo kontaktowego i wesołego. Gdy skończył pół roku obejrzałam się za siebie i nie mogłam pojąć kiedy i gdzie uciekł ten czas. Dopiero co był maj, a już przyszedł listopad. Natomiast grudzień tego roku był wyjątkowy. Michałek skończył 7 miesięcy i tę miesięcznicę spędzał w naszych rodzinnych stronach, wśród dziadków, babć, cioć i naszych znajomych. To był wyjątkowy miesiąc. W końcu to były nasze pierwsze święta z synkiem. Wyjątkowo zostały zorganizowane w naszym domu. Zjechała się cała rodzina. Każdy coś dobrego przygotował, choinka pięknie świeciła, a przy stole był gwar i radość. Było wspaniale. Michaś dostał oczywiście najwięcej prezentów ;) Mikołaj obdarował go misiem, pianinkiem, kompletem pościeli z kołderką i podusią oraz kopertą ;) Ostatecznie synek w wigilię padł dopiero o 23 :D No, ale w taki dzień mogłam mu na to pozwolić. Pierwszy dzień świąt spędziliśmy u mojej babci, czyli Michałka prababci i mały też był jak zwykle w centrum zainteresowania. Był bardzo grzeczny i ciągle się śmiał. W ogóle mam cudowne dziecko ;) W podróży nie grymasił, do obcych podchodził z dystansem, ale szybko się przyzwyczajał, dużo się uśmiechał i nauczył się siadać! Teraz próbuje, oprócz pełzania, również podnoszenia się na kolanka. Dziś już nawet zrobił pierwszy "krok" na czworaka :) Pięknie potrafi się bawić. Nawet sam potrafi się na dość długo czymś zająć. Tylko mamie nie pozwala za bardzo wyjść z pokoju. Strasznie przy tym protestuje ;)
Tak więc cały mój rok upłynął pod znakiem synka. Nic więcej się dla nas nie liczyło. Wszystko kręciło się i dalej kręci wokół niego. Z takim cudem w domu ten Nowy Rok będzie na pewno wyjątkowy i piękny. Tego sobie i Wam życzę :)