czwartek, 12 marca 2015

Gorączka, wysypka... trzydniówka

Za nami właśnie nasze pierwsze przeziębienie. Zaczęło się od kaszlu. Innego niż zwykle, gdy synek zakrztusi się ślinką. Dzień później doszedł katar. Nic więcej się nie działo, ale to wystarczyło, aby dwie noce były pełne płaczu, noszenia na rękach i spania tylko kilku godzin. Na szczęście w przychodni przepisano nam krople do noska i syrop od kaszlu, które bardzo szybko zadziałały. Przez kilka dni lało się z noska, Michaś nie pozwalał nosa nawet dotknąć. Lekko nie było. Po tygodniu katarku prawie nie zostało, kaszel ucichł. I nagle, w nocy... 37,8 gorączki. O co chodzi? Przecież przeziębienie już pokonane, leki odstawione, a tu jakiś nawrót choroby i to ze zdwojoną siłą. Znowu do przychodni. Gardełko czyste, płucka bez zarzutu. No to widocznie jakiś wirus. Wróciliśmy do domu z syropkiem na odporność. A tu gorączka rośnie. Dziecko marudne, osłabione, co godzinę usypia na 30 minut i mimo leków gorączka nie chce spadać i z 39 stopni obniża się tylko do 37,5. Ciężko się patrzyło na takiego biednego, chorego człowieczka. Noc na szczęście była spokojna, następny dzień już trochę lepszy, bo gorączka niższa, aż w niedzielę znikła zupełnie. Pierwszy raz tak bardzo się cieszyłam, że moje dziecko psoci i włazi wszędzie, gdzie mu nie wolno. Odetchnęłam z ulgą. Do poniedziałku. Rano przebieram synka z piżamki i co widzę? Kropki na całym ciałku:
Najpierw oczywiście panika. Wysypka! Ale to nie ospa. Ale co? Trzydniówka? Ale przecież gorączka była tylko przez dzień taka wysoka, a przecież to miało być przez trzy dni. I znowu wizyta w przychodni, siedzenie w poczekalni. Ostatecznie okazało się jednak, że to właśnie była trzydniówka. Dowiedziałam się, ze gorączka może trwać i jeden i trzy dni. Czasem cztery. A rozpoznajemy to przez brak innych objawów choroby i wysypkę, która wyskakuje po spadku temperatury mniej więcej po trzech dniach. I tak właśnie za nami pierwsze nabieranie odporności. Teraz już Michałek jest zupełnie zdrowy i psoci dwa razy bardziej :)

niedziela, 1 marca 2015

Kiedy chochlik zamienia się w potworka!

http://potworkowo.pl/wp-content/uploads/2013/06/pnieb.png 
Przychodzi taki czas w życiu rodzica, kiedy jego spokojny, uroczy bobas zaczyna się przeobrażać we wszędobylskiego stwora z lepkimi łapkami i spojrzeniem mówiącym: "Wiem, że mi tego nie wolno, ale i tak to zrobię." Do tego dochodzi jeszcze ten chochliczy uśmiech oraz nadprzyrodzone zdolności i już wiemy, że trzeba ruszać do akcji by ocalić co się da. I to natychmiast! Bo wszystkie sprzęty zaczynają nagle żyć własnym życiem.

Tak właśnie jest u nas odkąd Michałek zaczął stawać i potem wędrować przy meblach. Nagle z dnia na dzień udało mi się uzyskać na stole idealny porządek. Po prostu znika z niego wszystko ;) Laptopa nie można postawić, bo myszka zaczyna sama klikać i zaznaczać pliki, a spacja podskakuje, co jakiś czas pauzując i włączając na zmianę oglądany filmik. Herbata, kawa i inne napoje również nie mają tam miejsca, jeśli nie są pod opieką osób pełnoletnich, bo nieupilnowane nagle zaczynają jeździć po stole. Podobnie jak talerze, które dodatkowo potrafią się przekręcić i wyrzucić na stół swoją zawartość. Natomiast wszelkie sztućce zostają obdarzone umiejętnością lewitacji. Ponadto nie wiedzieć czemu stół co jakiś czas pokrywa się warstwą lepkich pozostałości po kukurydzianych chrupkach i masą okruszków z biszkoptów.

Pod stołem wcale nie jest lepiej. Wszystkie ulotki ze sklepów i inne gazetki można tam czytać w częściach. Połowa artykułu jest pod stołem, a druga połowa gdzieś pod krzesełkiem do karmienia lub w przedpokoju. Czasem w ramach bonusu jeszcze dodatkowo wymięta lub mokra. Gdzieś pod gazetami ukrywają się też np. nakrętki od słoiczków czy puste plastikowe butelki, które na co dzień mieszkają w kufrze z zabawkami, bo są po prostu lepsze od wszystkich uśpionych tam misiów i grzechotek. Zwykle takie "zabawki" budzą się każdego dnia na kilka minut, wychodzą stadami, a potem lądują gdziekolwiek na podłodze tworząc rodzicom rozrywkę pod tytułem "skąd to się tu wzięło?"

Ale to nie koniec przygód jakie czekają nasze mieszkanie gdy grasuje po nim mały dwu- lub czterokopytny (w zależności od upodobań) stworek. Często, po wejściu do sypialni, można znaleźć na podłodze zawartość szafki, którą uprzątnęło się kilka sekund temu. No cóż, może nasze rzeczy prowadzą po prostu koczowniczy tryb życia? Tylko czemu niektóre z nich lądują aż w kuchni? Wśród rozsypanych tam nie wiadomo kiedy przypraw, poprzewracanych butelek oraz porozrzucanych misek i pokrywek? I czemu piją wodę z kociej miski wylewając ją najpierw na podłogę? Bo to przecież na pewno ich wina, że wszędzie jest taki chaos. No bo przecież to małe niewinne dziecko, które sobie spokojnie siedzi na podłodze w tym całym bałaganie i ogląda z ogromnym zainteresowaniem ściereczkę do naczyń, nakładając ją sobie co jakiś czas na głowę, nie mogło mieć z tym nic wspólnego, prawda? ;)