piątek, 11 października 2013

W ciąży? To dziękujemy.

Po studiach zaczęłam szukać pracy i po studiach zaszłam w ciążę. Tak mi się to jakoś zgrało. Pomyślałam, że dobrze byłoby sobie przez te parę miesięcy coś chociaż dorobić, odłożyć. Zwłaszcza, że przy dziecku wydatki szybko rosną. Pojawiło się we mnie jednak wewnętrzne przekonanie, że to bez sensu. Kto przyjmie kobietę w ciąży? Wyjścia są dwa. Przez jakieś pierwsze dwa miesiące udawać, że nic mi o ciąży nie wiadomo i chodzić na rozmowy kwalifikacyjne i zapewniać jakim się będzie dobrym pracownikiem. A potem po miesiącu pracy przynieść zaświadczenie o ciąży z miną "Nic nie wiedziałam wcześniej" albo "Nie musiałam wam mówić, moja sprawa." No tak... Nie ma obowiązku informowania o swoim stanie zdrowia gdy szuka się pracy. Ale gdzieś w głowie wciąż pojawiają się te myśli, że w jakiś sposób oszukujesz potencjalnego pracodawcę. Sumienie podpowiada "Bądź szczera, nie ukryjesz tego za długo, a nawet na pierwszych badaniach do pracy może coś wyjść na jaw. Co wtedy pomyśli pracodawca? Jak cie potraktuje? Zawiedzie się na tobie, czy uwierzy, że nic nie wiedziałaś?" Drugim wyjściem jest po prostu szczerość i postawienie sprawy jasno już na samym początku. Wiesz jednak dobrze, że gdy powiesz prawdę to wszyscy się ładnie uśmiechną, porozmawiają jeszcze o pracy, powiedzą, że zadzwonią i tyle. Tylko w sporadycznych przypadkach ktoś decyduje się zatrudnić kobietę w ciąży. Z drugiej strony, czy można się aż tak dziwić? Pracodawca szuka kogoś kto będzie dla niego pracował raczej dłużej niż krócej. Kobietę w ciąży przeszkoli przez 2-3 miesiące na stanowisko, a za kolejne 3-4 ona zniknie z pracy, a on będzie musiał szukać od nowa i szkolić kogoś nowego. I tak źle i tak niedobrze. W moim przypadku na szczęście i na nieszczęście nikt się nie odzywa, choć CV wysłałam sporo. W kilku miejscach od razu wspomniałam, że jestem w ciąży i może dlatego nie ma żadnej reakcji. Mniejsza o to. Mąż zarabia i spokojnie damy sobie radę. Szkoda mi jednak tych kobiet, które są samotne. Co one mają zrobić? Z zasiłku nie utrzymają siebie i dziecka. Jedne mogą liczyć na pomoc rodziców, inne nie. A Polska jest taka jaka jest - "prorodzinna"... Czyli lepiej jak nie masz i nie chcesz mieć dzieci. Niestety.
Tak więc zrezygnowałam z szukania pracy. Jeśli ktoś się odezwie bo dostał moje CV to powiem od razu o co chodzi. Przyjmie mnie to ok, nie to nie. Dobrze mi w domku, mam mnóstwo czasu dla siebie, na czytanie książek. Zwłaszcza w okresie jesiennym kiedy znów mogę patrzeć przez okno na kolorowe liście drzew, wiatr i słabe słońce, a sama siedzieć pod kocykiem, z dużym kubkiem gorącej herbaty z cytryną i grubą książką. A na pracę jeszcze przyjdzie czas ;)


Albo dobra... Pochwalę się... Na razie zajęłam się kosmetykami. Zostałam sobie konsultantką Oriflame. Spotykam nowych ludzi, korzystam z profitów i mam nadzieję na dodatkowych kilka złotych co miesiąc... na nowe kosmetyki ;) Pracą bym tego nie nazwała, ale jest to zawsze jakieś miłe zajęcie, na którym mogę zyskać, ale nic nie tracę. I najważniejsze! Nikomu nie przeszkadza to, że jestem w ciąży! Sama jestem sobie szefem. Zainteresowanych zapraszam na mojego bloga :) http://kosmetykizielonymokiem.blogspot.com/ No i niechcący wyszła mi reklama... Ha ha... :D

czwartek, 3 października 2013

Mamusiu, jestem tu!

Właśnie wróciłam z wizyty u ginekologa. Była wyjątkowa! Najpierw lekarz założył mi kartę ciąży, popytał o różne rzeczy, zbadał, a potem nareszcie nadszedł czas na usg. Ponieważ jestem w trakcie 9 tygodnia ciąży usg miałam robione przez powłoki brzuszne. Położyłam się, lekarz mi wszystko wytłumaczył, pokazał monitor i włączył obraz. Natychmiast zauważyłam malutką kruszynkę. Od razu rozpoznałam główkę i kończyny. Leżało sobie takie malutkie i spokojne. Lekarz pokazał mi w którym miejscu bije serduszko. Zauważyłam regularne i szybkie jego bicie i w tym momencie dzidziuś zaczął się wiercić i machać łapkami. To było dla mnie najpiękniejsze. Zapytałam lekarza czy mogę posłuchać bicia serca. Zaproponował, że przełożymy to na następną wizytę, żeby maluszka nie męczyć. Podobno trzeba by do tego wysłać jakieś dodatkowe promieniowanie i wolałam z tego na razie zrezygnować. Dostałam dwie pierwsze fotki mojego dzieciątka i z ogromną radością na nie patrzę. Gdy pokazałam je mężowi, widziałam jak się cieszy. To naprawdę wyjątkowe kiedy można zobaczyć jak to maleństwo się w nas rozwija, że naprawdę tam jest, że się rusza. Nie da się tego opisać. Na razie jeszcze nie do końca to do mnie dociera, ale myślę, że z czasem przyzwyczaję się do tej myśli, że ta kruszynka, którą widziałam na ekranie naprawdę jest pod moim sercem :)






"A oto ja :)
Mam 8 tygodni i 2 dni i prawie 18 mm. Mówią, że mam się urodzić 10-go albo 13-go maja 2014... A ja Wam powiem, że wyjdę jak będzie mi się podobało :P  "