poniedziałek, 4 grudnia 2017

Dzień z życia mamy.

Błoga cisza, otwierasz jedno oko, w pokoju półmrok, zaciskasz oczy i zamierzasz jeszcze spać. Niestety. Dzieci postanowiły wstać bladym świtem (tylko po to, żeby za godzinę marudzić, że są śpiące). W trakcie robienia śniadania wysypujesz herbatę na blat, skorupka jajka wpada do ciasta na naleśniki, a Ty parzysz się rozgrzaną patelnią łapiąc w ostatniej chwili przewracające się dziecko, które kurczowo trzyma się twojej nogi, tak, że nie możesz zrobić kroku. Przypalasz naleśnika sadzając dziecko przy zabawkach. Za chwilę słyszysz płacz, bo szkrab już zdążył się uderzyć, więc bierzesz malucha na ręce i w tym momencie słyszysz starsze dziecko, które nie może założyć spodni i drze się z tego powodu w niebogłosy. Odkładasz dzieciaka, który chce dalej być na rękach, więc znów zaczyna płakać i idziesz pomóc starszakowi. Jedna nogawka założona i słyszysz "Najpierw pójdę siku" i już dzieciaka nie ma. Wracasz do kuchni i cudem udaje ci się dokończyć śniadanie. Nie ważne ile lat mają dzieci, będą upaprane śniadaniem od góry do dołu więc zostawiasz swoje niedojedzone, żeby umyć buźki i łapki. Potem dogryzasz swój posiłek pomiędzy myciem/układaniem w zmywarce brudnych naczyń. Twój życiowy cel każdego rana - kawa. Nie. Najpierw zakupy, zanim młodsze zaśnie. Od hasła "Idziemy na zakupy" do wyjścia mija jakieś 40 minut. Ubierasz siebie, pocisz się w kurtce pomagając starszemu dziecku i ubierając młodsze, które szczerze nienawidzi kombinezonu zimowego i głośno daje ci to do zrozumienia. Gdy wreszcie wyjdziesz, pod blokiem okazuje się, że nie wzięłaś rękawiczek. Dobra, trudno, nie wracasz do domu. Prowadzisz wózek i czujesz, że jednak trzeba było się wrócić. W sklepie starsze dziecko ciągle coś chce, a młodsze wyciąga rękę z wózka i sięga po wszystko co da się zrzucić z półki. Na domiar złego okazuje się, że otwarta jest tylko jedna kasa do której właśnie ustawiła się długa kolejka. Gdy udaje się w końcu zrobić zakupy i dotrzeć do domu, okazuje się, że młodsze dziecię zgubiło smoczek, a dokładnie w czasie gdy cię nie było w domu przyszedł listonosz i oczywiście zostawił awizo więc trzeba będzie iść na pocztę. Rozbierasz dziatwę, pięć razy prosisz o umycie rąk i za chwilę idziesz wytrzeć ochlapaną podłogę. Czas na uśpienie malucha. Po trzecim rzuceniu przez starszaka klocków o ziemię i wybudzeniu dziecka włączasz starszemu bajkę, żeby wreszcie usiadł w miejscu. Udaje się uśpić dziecko więc idziesz wreszcie (!) zrobić sobie kawę. Jest. 5 minut dla mamy. Siadasz w pokoju z kawą i przeglądasz gazetę. Ale, żeby nie było tak wesoło to w głowie ciągle masz: "Muszę wstawić pranie", "Trzeba wytrzeć kurze." "Zupka!" Wstajesz od kawy, żeby nastawić zupkę dla dziecka. "Zrób mi jeść" słyszysz. "Chcę placuszki, albo płatki, albo zrób mi budyń!" Wzdychasz sobie i zabierasz się za gotowanie. Dzieciak dostaje o co prosił, a ty już z rozmachu, posprzątałaś kuchnię i wstawiłaś pranie. Ok. To może post na bloga? W końcu. Włączasz komputer i w tym momencie budzi się maluch i uśmiechnięty czeka aż dostanie cyca. Karmisz, przewijasz, przytulasz, przynosisz do pokoju do zabawek, a starszego zabierasz do łazienki umyć po jedzeniu. W tym czasie młodsze wylewa w kuchni wodę z kociej miski i zamierza się do próbowania karmy. W ostatniej chwili zabierasz mu łupy obserwowana przez kota wzrokiem wyrażającym pogardę. Powoli zaczyna się czas na robienie obiadu więc znów nie wychodzisz z kuchni, chyba, że tylko po to, żeby oderwać młodsze dziecko od kabli i ładowarek, a starszemu dziesiąty raz wytłumaczyć, żeby nie ciągał siostry po podłodze. W trakcie pichcenia sprzątasz stół i wycierasz kurze. No i oczywiście zbierasz z podłogi papierki po Mambie, które twoja starsza latorośl porozrzucała, a młodsza uważa za bardzo smaczne. Wpadasz do kuchni, gdzie na wczoraj umytą kuchenkę właśnie kipi makaron. Żeby było ciekawiej, to zapomniałaś kupić śmietanę, a w lodówce zostało jej tylko trochę. Trudno. Będzie zdrowiej, bez śmietany... Przypominasz sobie o kawie. Dopijasz już zimną, jak codziennie. Zapomniałaś wyłączyć komputer więc się wyładował. Chowasz go wreszcie i nakrywasz do stołu. Po obiedzie czasem dzieciom zdarza się przysnąć. O ile w przypadku młodszego to dość normalne, w przypadku starszego kończy się zwykle awanturą po przebudzeniu, taką w stylu "bez kija nie podchodź". Wtedy też młodszy szkrab uznaje, że poobiednia drzemka może być tą dłuższą i śpi trzy godziny. Wtedy już wiesz, że uśnie dużo później niż po dobranocce. Jakby zwierząt w tym cyrku było mało, w końcu do domu wraca mąż. Naczynia po obiedzie w jego wykonaniu nigdy nie trafiają do zlewu, tylko na blat. Być może, zlew gryzie, nie wiesz, na ciebie nigdy jeszcze zębów nie ostrzył. Może tylko mężczyźni są zagrożeni. Zmywarka też jest niebezpieczna więc do niej mąż się w ogóle nawet nie zbliża. Ewentualnie jak jest czysta to wyciągnie kilka naczyń i schowa do szafki. Resztę postawi na blacie, bo nie wie gdzie schować. Więc czy chcesz czy nie musisz wszystko posprzątać, żeby zrobić kolację. Proponujesz dzieciom omlet. Taaak, będą jadły! Po przyrządzeniu słyszysz "ble, nie chcę tego". Nic to. Już nawet nie reagujesz. Nie masz siły. Odpuszczasz co sprawia, że starszak jednak decyduje się zjeść, a młodsze na szczęście uradowane, że może szamać samo, w spokoju wkłada do buzi kolejne kawałki omletu by po wszystkim ostentacyjnie zrzucić talerzyk na ziemię. W końcu wręczasz dzieci mężowi i sama możesz coś zjeść, bo energia do usypiania dziatwy jeszcze ci się przyda. Po namowach starszaka zgadzasz się, na wspólną kąpiel podopiecznych. W rezultacie, podłogę w łazience masz już w sumie umytą. Masz to szczęście, że usypianie starszego należy do męża. Z powodu długiej drzemki młodsze dziecko usypia dużo później niż starszak. W końcu o 22 masz czas dla siebie... śmiechu warte. Robisz sobie herbatę, bierzesz coś do przegryzienia i otwierasz książkę. Po trzech stronach zamykają ci się oczy. Pasujesz. Idziesz się myć. Wtedy właśnie młodsze dziecko uznaje, że trzeba się przebudzić. Na szczęście bezmleczne piersi ojca zostały zaakceptowane i dzieć śpi dalej. Dobrze. Bo właśnie nastawiasz płukanie, bo przez cały dzień nie powiesiłaś prania. Zapomniałaś, zdarza się. Wieszasz wreszcie pranie i idziesz spać. Dopiero rano się zorientujesz, że zapomniałaś wyjąć na jutro mięso z zamrażarki i nie kupiłaś też mleka więc jak na śniadanie zrobisz dzieciom kaszę mannę to będziesz piła czarną kawę, której nie lubisz.

3 komentarze:

  1. Genialne:D i jakie prawdziwe, szczerze się uśmiałam:D pozwolę sobie podlinkowac twój tekst u mnie na fanpagu:D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach skąd ja to znam.... A myślałam, że tylko mnie się takie rzeczy przydarzaja...

    OdpowiedzUsuń