poniedziałek, 28 lipca 2014

Trochę refleksyjnie :)

W środę nasz mały chochlik skończy 11 tygodni. Zbliżamy się wielkimi krokami do ukończenia 3 miesięcy. Problemy z brzuszkiem odchodzą już w niepamięć, a Michaś z dnia na dzień robi się coraz bardziej kontaktowy :) Przepięknie się uśmiecha i gada do nas w sobie tylko znanym języku. Powoli zaczyna do niego docierać do czego służy rączka i chociaż nie umie jeszcze niczego złapać to zdarza mu się wyciągać dłoń w kierunku zabawki i zginać paluszki. Uwielbiam na niego patrzeć i dostrzegać jak szybko się rozwija. Polubił leżenie na brzuszku i nawet tak sobie usypia (oczywiście pod moją kontrolą). Stał się też dużo bardziej aktywny i wymaga od nas większej uwagi. Chce, żeby z nim być, uśmiechać się i mówić do niego. Dzień ma też już dosyć uregulowany, a w nocy śpi długo i spokojnie. Jest moim największym szczęściem. Gdy tak na niego patrzę, jak sobie śpi, gdy widzę jak urósł, to wspominam poród i pierwsze nasze wspólne dni. Michałek był wtedy taki malutki, na zmianę tylko jadł i spał. A i tak początki nie były łatwe, trzeba było się nauczyć życia z nowym człowiekiem. Teraz jestem niczym weteranka ;) Nic mnie nie zaskoczy, no chyba, że jakaś nowa umiejętność naszego synka, który rozwija się dosłownie z dnia na dzień. A ja? Spalam się dla niego. Poświęcam mu cały swój czas, każdą minutę. Wciąż wszystko robię dla niego i kompletnie nie interesuje mnie, że nie zdążę umyć głowy, czy pozmywać naczyń. Cała jestem dla niego, bo wiem, że mnie potrzebuje. I choć czasem padam ze zmęczenia na pyszczek, a w lustrze widzę potargane włosy i nieumalowaną twarz, to i tak pojawia się na niej uśmiech, a ja czuję się szczęśliwa. Ale to już zrozumie tylko matka ;)

1 komentarz: